Od paru dni chodzę z głową w dwóch światach, zanurzona w bieżączce i we wspomnieniach. Nagle i niepostrzeżenie wsmykują się w codzienność obrazy z dzieciństwa, gdy święta spędzaliśmy gremialnie u dziadków, czy Wigilie ostatnich lat w rodzinnym domu, we Wrocławiu.
Pod palcami czuję znowu chłodną i gładką skórę policzka Mamy, w uszach pojawiają się echa śmiechu, dźwięki mandoliny Dziadka i kolęd śpiewanych na głosy, strzępy opowieści, a w ustach smak barszczu, pierogów i kutii.
To już minęło. Ich już nie ma – wyświetla się napis z tyłu głowy.
Wiem.
Dziś są. Wrócili.
Wspólność.
Lata, które przesypały się przez klepsydrę mojego życia zbyt szybko.
Okruchy wspomnień – cenne, ciepłe, pachnące i poczucie, wręcz pewność wagi i znaczenia istnienia.
Ja mijam.
Wdzięczność, że byli. Wdzięczność, że było i mogłam w naszym wspólnym uczestniczyć. Tęsknię, jest mi smutno, ale to dobre uczucia, uwalniające, kruszące lodowy pancerz współczesności, podłączające mnie na nowo i raz po raz do nurtu życia, przejrzystej i wartkiej rzeki.
Jest tam wszystko i wszystko płynie, zmienia się, drga, ożywcze i szkliste, tak pięknie mijamy.
Dziś znów usiądziemy do stołu razem, pośmiejemy się razem, mój mały siostrzeniec z zaangażowaniem rozda prezenty, będą nowe smaki, nowe zapachy, nowe życie przy stole, a obrazy Mamy, Dziadka i innych nieobecnych będą nam towarzyszyły czule.
Wypełnimy to wspomnienie dzisiejszego dnia miłością.
Dobrych świąt Kochani!

foto: JKC