Jakiś czas temu, na warsztatach Design Thinking poznałam kilkadziesiąt kreatywnych osób, w różnym wieku, stanie posiadania, z wielu branż i zainteresowań.
Żadna! ale to żadna nie była teatrolubem, niewielu doceniało sztukę we własnym życiu, większość nie dałaby za “efemeryczne” działania twórcze złamanego grosza. Nikt też w niczym “artystycznym” nie uczestniczył i nie miał zamiaru, pasje (poza pracą, zarabianiem mamony i byciem rozpoznawalnym w social mediach) były postrzegane jako dziecinne, niemądre, bez sensu i ogólnie passe.
Z rozmów wynikało, że tylko “konkret” mógłby być ewentualnie brany pod uwagę (np. obraz wiszący nad kominkiem, ale taki stale powiększający swoją wartość pieniężną, w formie i treści dowolnej, byle pasujący do kolorystyki wnętrza – stylista wybiera).
Sympatyczni, wykształceni, zamożni bez kompletnie żadnych potrzeb związanych z kulturą (Netflixa nie liczymy )
Szok i niedowierzanie, po obu stronach.
P. S.
*Design Thinking to podejście do tworzenia nowych produktów i usług w oparciu o głębokie zrozumienie problemów i potrzeb użytkowników.
P. S. 2
Próbowałam (wierzcie mi!) zrozumieć potrzeby grupy warsztatowej i za cholerę nie mogłam pojąć skali zjawiska – zero zainteresowania kulturą (jakąkolwiek) i nikt nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej Dostałam w zamian dużo rad na temat własnego przebranżowienia się, gdyż to, co robię nie ma żadnej wartości, żadnej przyszłości. Powinnam się ratować, póki jeszcze nie jestem za stara na rynek pracy
No cóż…
Wybieram (nadal i nieodmiennie) życie w błękicie, spokój wewnętrzny i podążanie za sobą.
