Nie mam złudzeń. Zostaliśmy skazani na śmierć głodową. Nikt nie wyciągnie pomocnej dłoni do artystów – “darmozjadów, co im się w głowach i tyłkach poprzewracało”, “dziwolągów i świrów”.
Kartonowe 400 milionów wsparcia dla instytucji kultury, NGO-sów, nie uratuje sytuacji. Za chwilę dojdziemy do ściany. Tysiącami. Dziesiątkami tysięcy.
Gramy wszyscy dla 25% widowni, lub wcale, ot tak, z dnia na dzień. Bez żadnych ale.
Nasze być czy nie być nie ma żadnego znaczenia.
Nie jesteśmy miejscem kultu, myśli i edukacji (dyskutowałabym!), galerią handlową, nie świadczymy usług pierwszej potrzeby (mam wątpliwości!), nie ratujemy życia (no cóż, a może? – Dostęp do filmu, muzyki, książek, teatru, fotografii i sztuk plastycznych trzyma ludzi przy zdrowych zmysłach! A kto nie słucha niczego, nie czyta i nie ogląda – niech pierwszy rzuci w nas kamieniem!), nie budujemy PKB (a jednak!). Jesteśmy zbędni. Szast – prast i nie ma.
Ostatni niech zgasi światło.
Oczywiście popieram konieczność dystansu i noszenia masek w miejscach publicznych, ale wprowadzajmy obostrzenia na podstawie przemyślanych strategii, planu i konsultacji eksperckich, a nie na chybił trafił. Przez wakacje nie zrobiono nic, żeby odsunąć od nas groźbę scenariusza włoskiego. Poza straszeniem wizją “na jesieni zaatakuje” i wdrażaniem filozofii “Jakoś to będzie”.
Teraz, gdy najgorsze obawy się spełniają, my – artyści, postawieni pod ścianą, będąc w dramatycznej sytuacji ekonomicznej (poza nielicznymi wyjątkami) będziemy musieli, mimo braku sił i perspektyw, jakoś przetrwać, opłacać rachunki, kupować żywność. Część z nas się podda i zmieni branżę. Inni poszukają rozwiązań tymczasowych. Ruszymy do nowej pracy, jakiejkolwiek, często poniżej standardów i kompetencji. Zamkniemy galerie, sale koncertowe i teatry, schowamy sprzęt, zawiesimy na kołku rekwizyty, talent i potrzeby.
Niedostępni do odwołania.
Jesteśmy z natury “niebieskimi ptakami”, jednostkami wrażliwymi, delikatnymi, pełnymi empatii i nie potrafimy się bić o swoje. Można nas śmiało wyrzucić na margines.
Na miejscu tych, którzy w cichości serca chcą żebyśmy zniknęli z powierzchni ziemi i ślad po nas nie pozostał, nie zacierałabym jeszcze rąk i nie świętowała zbyt intensywnie. Zapominacie, że nas napędza coś nie z tego świata, nie związanego ze złotym cielcem i władzą: moc, natchnienie, energia twórcza. Nie weźmiecie nas głodem na zawsze. Wrócimy silniejsi, będziemy robić swoje i nadal patrzeć wam na ręce, komentować rzeczywistość i deptać po palcach. Sprawiać, że świat ma więcej, niż jeden wymiar.

Zdjęcie Arkadiusza Kniga-Leosz ze spektaklu “ZZA”. Aktualne niestety.