Ostatnia rozmowa

Scena: Małe mieszkanie w Nowym Jorku, na szczycie budynku z widokiem na Washington Square. Edward Hopper siedzi przy sztalugach, choć nie maluje. Josephine Nivison stoi przy oknie, wpatrzona w światła miasta. Jest noc. Cisza, przerywana tylko szumem miasta za oknem.

Josephine:
„Two Comedians”, co? Myślisz, że to dobry tytuł?

Edward:
Tak. W końcu to my. Zawsze na scenie, Jo. Nawet, gdy byliśmy sami.

Josephine:
A widownia? Obecna?

Edward:
Widownią będzie każdy, kto kiedykolwiek spojrzy na ten obraz. Może zobaczą w nim nas, jako duet. A może siebie…

Josephine:
Duet? Ed, nie żartuj. Ty zawsze byłeś solistą. A ja? Tylko akompaniatorką. Albo raczej rekwizytem.

Edward:
Jo, przecież byłaś wszędzie. Na każdym obrazie. W każdej kobiecej postaci…

Josephine:
Tak, wiem. Kobieta w oknie z „Morning Sun”? – Ja. Samotna w pustym pokoju. Dziewczyna w kinie z „New York Movie”? – Też ja. Siedzę tam, oderwana od świata, zrozpaczona, z poczuciem wyobcowania. A może „Nighthawks”? – Ja w barze, z tobą obok, ale każde z nas obojętne, zatopione w swoich myślach, w swoim świecie …

Edward:
Byłaś moją muzą.

Josephine:
Muzą? Nie żartuj. Muzą, która gotuje ci zupę, pierze twoje koszule i znosi twoje humory?

Edward:
Nie mogłem malować bez ciebie.

Josephine:
Nie, Ed. Nie chciałeś malować beze mnie. To co innego. Kiedy siadałam do sztalug, kiedy próbowałam robić swoje, nagle przychodziła inspiracja. Wtedy zawsze musiałam robić ci miejsce. Ustępować. Rezygnować.

Edward:
Przecież nadal malowałaś.

Josephine:
Tak, malowałam. Ale kto o tym pamięta? Gdzie są moje obrazy? W piwnicy Whitney Museum. A twoje? W galeriach, muzeach, książkach. Wiesz, jak się czułam, widząc, jak moje prace znikają, a twoich jest coraz więcej? Jakbym patrzyła, jak moje życie powoli wyparowuje.

Edward:
Nie wiem, jak ci to wynagrodzić, Jo.

Josephine:
Nie musisz. Może to była moja decyzja. Może nie potrafiłam być tą osobą, którą byłam, zanim cię poznałam. Ale czasem… czasem marzyłam o tym, że mówisz: „Jo, idź. Twórz, maluj! Teraz ja będę cię wspierał”.

Edward:
A gdybym to powiedział, nie odeszłabyś?

Josephine:
Nie. Tym bardziej zostałabym.

Edward:
Dlaczego?

Josephine:
Bo cię kochałam, Ed. I wiem, że ty też mnie kochałeś. Może w sposób, który ranił, wymazywał, który mnie przytłaczał, ale to była miłość.

Edward:
…. „Two Comedians”. My. Na scenie, razem. Po raz ostatni. Nie wiem, czy publiczność nas oklaskuje, czy czeka, aż wreszcie znikniemy…

Josephine:
To nie była idealna sztuka, nasze życie. Czasem widzowie wychodzili w jej trakcie. Ale była nasza, nasza własna.

Edward:
Nie byłbym Hopperem bez ciebie.

Josephine:
Wiem. Mimo wszystko, ja też nie byłabym sobą bez ciebie.

Edward:
Jo…

Josephine:
Nic już nie mów, Ed. Słowa są nieważne. Może byłeś latarnią – samotną, odizolowaną, zimną, ale ja byłam światłem. I tymi wszystkimi ptakami, które w nią uderzały.

Czytelniku! Czytelniczko! Gdy spojrzysz na obrazy Edwarda Hoppera, spróbuj dostrzec kobietę, która stała za tym geniuszem. Kobietę, która pozowała, wymyślała tytuły, nadawała sens historiom, wspierała. Kobietę, która była artystką zanim została żoną. Która była nie tylko muzą. Była sobą. Była Josephine.

I to również powinno mieć znaczenie.

Źródło: domena publiczna

Ostatni obraz Hoppera, „Two Comedians” (1966), często jest interpretowany jako podsumowanie ich wspólnego życia. Ukazuje dwoje aktorów w kostiumach pierrotów (commedia dell’arte), kłaniających się przed widownią. Ten symboliczny gest żegnania się z publicznością można odczytać jako akt pożegnania z życiem i sztuką.

Hopper uwiecznił siebie i Jo jako równorzędnych partnerów, co wzrusza i daje nadzieję, że pomimo burzliwej relacji ich uczucie było głębokie i trwałe.


Przedsięwzięcie realizowane jest dzięki wsparciu w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększenia Odporności.
Komponent: Odporność i konkurencyjność gospodarki; Inwestycja A2.5.1: Program wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju.

0
    0
    Koszyk
    Koszyk jest pustyWróć do sklepu
    Scroll to Top